Tym razem przerwę tradycję, zgodnie z którą powinienem opublikować post z tegorocznych wakacji, tuż przed następnymi :)
Przed wami więc widziana moim subiektywnym okiem relacja z krótkiego pobytu w Grecji.
Tym razem nietypowo jechaliśmy z zamiarem bardzo stacjonarnego wypoczynku.
Aparat więc przez większość czasu leżał grzecznie w pokoju hotelowym, kiedy my na plaży w cieniu palm nadrabialiśmy zaległości czytelnicze :)
Jeden dzień jednakże poświęciliśmy na pobieżne zwiedzenie wyspy Korfu.
Chyba pierwszy raz wybrałem się aż tak daleko na południe i teraz już wiem po co istnieje sjesta, oraz dlaczego Grecy mają opinię leniwych.
W temperaturach, które panują tam w środku sezonu wakacyjnego funkcjonować (wedle naszej opinii) da się tylko w cieniu i nie dalej niż 15 metrów od linii brzegowej.
Dopóki leżysz na plaży i w każdej chwili możesz wejść do morza - jest super.
Kilka razy wieczorem, kiedy temperatura spadała do jedynych 30 stopni, przespacerowaliśmy się z aparatem po okolicy,
specjalnie po to, żebyście mogli obejrzeć te zdjęcia.
Miłego oglądania więc :)
Wylot o trzeciej czterdzieści coś nieźle dał nam w kość.
ale widoki z góry jak zwykle zachwycające :)

W Grecji oczywiście zaatakował nas upał, mimo godziny 7 rano.
Upał i wszechobecne koty.

Oprócz upałów i kotów Grecja składa się z malowniczości, nieco zapuszczonych małych miejscowości, masy opuszczonych budynków,
oraz charakterystycznych i fantastycznych miasteczek.
Tutaj na zdjęciach stolica wyspy Korfu, czyli Korfu Town, zwane też Kerkyrą.
Dalej poglądowy objazd po wyspie, podczas którego obowiązkowo się zgubiliśmy.
Zawsze się gubimy na wyjazdach, tym razem pomogły nam fantastyczne greckie drogi, zupełnie nieoznaczone,
na dodatek czasem trudne do odróżnienia od zwykłych wjazdów na posesję.

Smutno było wracać z tak relaksującego odpoczynku, co może nieco tłumaczyć melancholię bijącą z ostatnich kadrów :)